Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

wiście, czytałam w gazetach! Ale, zapewniam... że mój szympans nic wspólnego nie ma z tamtym. Posiadam go do dłuższego czasu.
Prawdopodobnie po tych zaprzeczeniach urwałaby się rozmowa, gdyby w tej chwili, w przedpokoju, z tyłu za doktorową nie pojawiła się małpa. Wyniósłszy się z balkonu, odbyła zapewne wędrówke po mieszkaniu i teraz zjawiła się tutaj, zaciekawiona rozmową z obcym.
Spojrzałem uważnie i przysiągłbym, że to był Dżoko. Ten wzrost, kolor sierści, złe ślepia, morda wykrzywioną wstrętnym grymasem.
— Dżoko! — zawołałem mimowoli.
Na dźwięk tego imienia, drgnął, podniósł łeb i popatrzył na mnie, jakby poznawał. Wnet jednak zawarczał swoim łajdackim zwyczajem, odwrócił się i odszedł w głąb mieszkania.
— Nie ten sam! — wymówiła Werberowa mocno teraz zdenerwowanym głosem. Chyba przekonał się pan...
Wcale nie byłem przekonany.
— Uderzające podobieństwo! — pokręciłem głową. — Tylko, jeśli to Dżoko, należy się mieć z nim na baczności. Jest niezwykle podstępny i złośliwy...
— Powtarzam, nie Dżoko! Nigdy nie należał do barona Gerca. Przywieziono mi go wprost z zagranicy.
Była czerwona i nie patrzyła prosto w oczy. Wtem z gabinetu, sąsiadującego z przedpokojem rozległ się męski głos, który mi się wydał dziwnie znajomy.

— Kto tam? Z kim pani rozmawia? Gdzie szympans?

107