Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zapewne tylko moje nerwy. Wątpię, aby duch ojczyma, jeśli nie żyje, zechciał odwiedzać ten dom... Wie pan, że jestem odważna. To też, gdy dzisiejszej nocy posłyszałam podejrzane szmery, uzbroiwszy się w browning, obeszłam cały dom, nie wyłączając gabinetu i tragicznej sypialni. Oczywiście, nigdzie nie zastałam nikogo.
— To było do przewidzenia!
— Tylko odniosłam wrażenie, że w gabinecie ktoś odsunął fotel od biurka. Ale, może to uczyniła służąca przy sprzątaniu.
— Zapewne! — potwierdziłem, nie chcąc jej straszyć, choć lęk mnie ogarnął, czy jacyś tajemniczy zbrodniarze znów nie składają wizyt w pałacu. — Któż miałby w tym cel, aby plądrować obecnie po gabinecie, gdy zrabowano co było cenniejszego, nie wyłączając nawet papierów.
— Może pozostała jaka skrytka!
I mnie to przyszło na myśl. Pragnąłem, jednak, uspokoić Lilę.
— Przewidzenie! — zawołałem, udając doskonale obojętność. — Ręczę, że są to halucynacje, wywołane obecnym stanem pani nerwów, czemu nie należy się dziwić. Zbyteczne przejmować się. Zresztą, o ile dziś załatwimy się z siwowłosą kobietą, zajmiemy się później nieproszonym gościem. Jeśli wogóle się zjawi...

ROZDZIAŁ IX.
Wyprawa z Kowalcem.

Powróciłem około siódmej do hoteliku, ale próżno przez dwie godziny oczekiwałem na wiadomość

111