Skąpiec podobno, dziwak, rozszedł się z żoną a syna wygnał z domu — tak przynajmniej opisywały kiedyś gazety, gdy Gerc procesował się ze swoim wspólnikiem.
Skinąłem więc głową i słuchałem dalej.
— Dostaniesz list, który ci wszystko ułatwi. Nazywasz się Antoni Korski, jesteś siostrzeńcem prezesa Morowskiego i szukasz posady. Pochodzisz z dobrej rodziny, musisz się zachowywać spokojnie i elegancko, bo stary jest podejrzliwy, jak diabli.
Zapamiętasz dobrze rozkład mieszkania, a nawet w razie czego, postaraj się, pod jakimkolwiek pozorem dostać się tam jeszcze raz, żebyś mógł wszystko dokładnie spenetrować, bo od tego zależy cały nasz plan. Nic się nie bój — Morowski wyjechał za granicę, a list jest tak sfabrykowany, że najlepszy ekspert pisma nie rozezna.
Szef miał ten feler, że nie mówił dużo, a nigdy nic nie tłumaczył. Miałem zrobić to co mi kazano, a resztę widocznie mieli zrobić inni.
Tego samego dnia wybrałem się do Greca. Pamiętam jak dziś, czerwcowe słońce prażyło niemiłosiernie, kiedy ubrany w ciemne wizytowe ubranie w sztywnym kołnierzyku, ogolony starannie stanąłem przed drzwiami pałacyku.
Nacisnąłem dzwonek.
Po długiej chwili usłyszałem kroki, potem odsuwanie jakichś rygli, czy zasówek i wreszcie drzwi uchyliły się lekko, a z poza łańcuchów rozległ się opryskliwy głos:
— Kto tam?
— Czy zastałem pana barona Gerca? — zapytałem.