Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

uwierzyłem. Sądziłem, że pragnie zarobić znaczną pieniężną sumę.
— Czemuż nie zawiadomił pan nas o tym?
— Mniemałem...
— Że samemu uda się pochwycić taką zdobycz i zepsuł pan nam całą robotę!
Nie usiłowałem tłumaczyć się dłużej, natomiast rzuciłem pytanie, dręczące mnie od dawna.
— Więc to siwowłosa kobieta, Anna Kolb, wciągnęła mnie w zasadzkę? Ta sama, która porwała barona Gerca? W jakim celu?
Relski potarł ręką czoło. Po chwili rzekł:
— Sam zastanawiałem się nad tym! Widocznie komuś pan zawadza i chcą pana zgładzić. Taki nasuwa się logiczny wniosek.
— A cóż im może zawadzać moja skromna osoba?
Istotnie, nie rozumiałem. W jaki sposób Kowalec złączył się z Anną Kolb i czemu polowali na mnie? Co im zawiniłem? Szczególnie, siwej niewieście. A może była to zemsta „szefa“ za zachowanie się moje wówczas, w pałacu?
— Dziwne! — powtórzyłem. — A czy na miejscu nie znalazł pan komisarz nic takiego, co mogłoby naprowadzić na ślad kobiety?
— Pusty dom! Zbrodniarze przybyli tu umyślnie na kilka godzin, żeby zainscenizować komedię... Nie pozostawili nic.
— Pochwycą ich?

— Przetrząsamy okolice! Zapewne uciekli samochodem, który oczekiwał na nich za laskiem. Sa tam ślady kół. Na nieszczęście, pogoń poszła w pierwszej chwili w innym kierunku.

124