Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

Więc, znowu zagadka...
Kiedy, nieco później powracałem policyjnym autem wraz z komisarzem, który był na tyle uprzejmy, że mnie odwiózł do hotelu, raptem przypomniałem sobie Dżoka.
— Mam wrażenie, — odezwałem się — że odnalazłem szympansa!
— U doktorostwa Werberów! — powiedział, wysłuchawszy mego opowiadania. — Kręcą, gdyż pragną go sobie przywłaszczyć. Ciekawe...
— Zna ich pan?
— Hm, tak... — odrzekł wymijająco. — Doktór Werber nie cieszy się dobrą reputacją.

ROZDZIAŁ X.
Nazajutrz...

Nazajutrz czułem się mocno rozbity po wczorajszych wypadkach i głowa bolała mnie jeszcze. Dłużej niż zwykle pozostałem w łóżku, wciąż odtwarzając sobie w pamięci szczegóły walki — póki tego stanu odrętwienia nie przerwała wiadomość, że Lili wzywa mnie do telefonu.
Szybko narzuciłem piżamę i pobiegłem do budki telefonicznej, znadującej się w korytarzu
— Bogu dzięki, że nic złego nie stało się panu! — posłyszałem kochany głos. — Odrazu nie miałam zaufania do tej wyprawy. Komisarz Relski powtórzył mi wszystko... Co za szczęście, że pośpieszył panu z pomocą...

— To pani zawdzięczam ocalenie! — zawołałem

125