Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

ściem, a przez pamiętną furtkę od ogrodu. Tam będę oczekiwała i sama ją otworzę... Teraz proszę dobrze wypocząć!... Chwilowo, do widzenia...
— Do widzenia! Do wieczora! — powtórzyłem i rozmowa została ukończona.
Powróciłem do mego numeru i rzuciłem się w piżamie na otomanę. Lil miała nację! Należało wypocząć i zebrać siły na wieczór, gdyż walka rozpoczynała się w najlepsze.
Leżałem nieruchomo, próżno szukając odpowiedzi na różne dręczące mnie zapytania, gdy wtem rozległo się dyskretne pukanie, następnie rozwarły się drzwi i do pokoju wszedł mój kochany przyjaciel, pan radca Dudziel.
— Źle pan się czuję, podobno! — wymówił. — Przyszedłem odwiedzić i o zdrowie zapytać... A może przeszkadzam?
— Pan radca — odrzekłem — jest zawsze mile widzianym gościem! Niechże pan radca siada!
Zajął miejsce obok mnie na krześle, poczem popatrzył ze współczuciem na duży siniak, widniejący na moim czole.
— Potłukł się pan porządnie! Gdzie pan tak urządził się?
— At, nic! Zleciałem ze schodów...
— Ze schodów? Jak można być do tego stopnia nieostrożnym... Wódeczka?
— Nie wódeczka! Byłem trzeźwy! Ale spotkała mnie pewna przygoda przez kobietę! — zażartowałem.

— Przez kobietę? — aż podskoczył, gdyż rozmowa wkraczała na jego ulubiony temat. — Chociaż młoda i ładna?

127