Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

— Stara!
— Stara? Pocóż ze starą zaczynać. Wszyscy wiedzą, że starych babach diabli siedzą! Po licha, było zaczynać... I z czego to poszło?
— Ot, zwyczajnie! — rzekłem, robiąc tajemniczą minę, aby podrażnić go. — Miałem randkę, lecz skończyła się fatalnie. Nic nie osiągnąłem, a łeb nabili.
Twarz wydłużyła mu się, jednak nie nalegał.
— Nie chce pan gadać, trudno... Rozumiem, w sprawach miłosnych dyskrecja wielka rzecz! Tylko, powiadam szczerze, nie łaź pan tam więcej, bo lepiej jeszcze nabiją...
— Postaram się, panie radco!
— A szkoda pana! Nie lepiej było wczoraj z nami pozostać. Ziutce przykrość pan zrobił. Kiedy pan odszedł, okropnie zdenerwowała się...
Przypomniała mi się teraz rozmowa z panną Ziutką i jej zapowiedź jakichś rewelacji. Niestety, śpiesząc się do Kowalca, nie mogłem umówić się z nią. Postanowiłem wybadać Dudziela, w jaki sposób można było powtórnie zetknąć się z tą osóbką.
— Więc panna Ziutka była niezadowolona?
— Mocno! Nie powinienem tego powtarzać, bo mi na niej trochę zależy, ale...
— Zapewniam pana radcę, że nie zamierzam współzawodniczyć z nim i nie zabiorę mu ślicznej panny Ziuty. Ale, jeśli poczuła się dotknięta, chciałbym ją przeprosić. Przypuszczam, że odwiedzi pana dzisiaj?
Radcy wystarczyło moje zapewnienie i wnet wygadał się z tym, na czym mi zależało.

— Umówiła się, że przyjdzie popołudniu! Dała

128