Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tym jepiej! Nie chcę, aby powiedzanio, że pod naciskiem oddałam szympansa!
Cóż można było zarzucić doktorowej? Postępowała teraz zupełnie uczciwie. Czemuż tylko nadmienił wczoraj komisarz Relski, że nie cieszy się ona wraz z mężem dobrą reputacją.
Niewiadomo. A może poczynała na mnie działać jej kokieteria, bo prawie opierała się o mnie?
Pośpieszyłem ją pocieszyć.
— Zbyteczne pani sobie czyni wymówki! — rzekłem. — Często zdarza się, że ktoś, do kogo przybłąka się zwierze, tak przyzwyczaja się do niego w przeciągu kilku dni, że ciężko mu później z nim rozstać się. Rozumiem pani wczorajsze wahanie... Ale, dzisiejszy pani postępek zmazuje wszystko...
— Dlatego przybiegłam do pana!
— Szczególniej, że mam wrażenie, iż chętnie pozostawią u pani Dżoka. Trudno ustalić, czy baron Gerc żyje, czy też zginął i właściwie nie ma jeszcze spadkobierców. A ci, którzy rościć sobie mogą pretensje do tego tytułu, nie przepadają za szympansem...
— Wiem! — zawołała. — Telefonowałam dziś do młodego barona Gerca, chcąc być w całkowitym porządku i odpowiedział mi, że słyszeć nie chce o nim...
— Nie dziwię się! Dżoko jest wyjątkowo złośliwy. Przypuszczaliśmy nawet przez chwilę, że to on zadusił Gerca. Więc telefonowała pani. W takim razie...
Nie pojmowałem, po co przyszła do mnie. Wnet wyjaśniła tę zagadkę.

— Pozostaje pasierbica... Może ona... Zresztą, nie chciałam, aby pan był o mnie złego mniemania.

134