Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

chany po uszy w Lili, nie zamierzałem wdawać się w miłosne awantury.
Odsunęłem się nieco, udając, że nie rozumiem celu manewrów doktorowej.
— Chętnie wszystko załatwię — wyrzekłem — i o rezultacie zawiadomię!
Doktorowa, widocznie doszła do przekonania, że jestem nieśmiały, a jej nie wypada atakować więcej. Szczególnie, że zastawiała sidła na przyszłość.
— Raz jeszcze dziękuję! — wymówiła, podnosząc się z miejsca. — Muszę już uciekać! Może wpadnie pan do mnie jutro wieczorem i zawiadomi o decyzji panny Lili. W każdym razie będę oczekiwała na pana z herbatką. Przynajmniej, dzięki szympansowi zawdzięczam miłą znajomość z panem.
— Nie wiem, czy będę wolny...
— Och, nie odmówi mi pan! Oczekuję na pewno! Zgoda?...
Wzrok pełen obietnic, uzupełnił te słowa.
— Stawię się! — przyrzekłem całując jej wyciągniętą, ubrylantowaną rączkę, gdyż bez niegrzeczności inaczej nie mogłem postąpić. Jednocześnie postanawiałem sobie w duchu, że wykręcę się z tej wizyty i poprzestanę na telefonicznym zawiadomieniu doktorowej.
W kilka minut po odejściu Werberowej, radca wślizgnął się domego pokoju.
Był wyraźnie podniecony.
— Wcale nie taka stara! — oświadczył. — Czemu pan łgał? Śliczna kobieta...
— Kto taki?

— No ta, co była u pana... Doktorowa... Przez nią pan dostał po głowie?

136