Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

szereg idiotycznych błędów, bez sensu poruszał pionami, podstawiał figury...
Wreszcie, z pasją porwał się ze swego miejsca i zawołał:
— Do diabła z szachami! Szósta i jej niema! Nie przyjdzie! Co za podła dziewczyna.
I ja byłem zły. Widocznie Ziutka postanowiła zrewanżować się za wczorajszy wieczór i nie przyjść wcale. A szkoda! Naprawdę byłem zaintrygowany rewelacjami, zapowiedzianymi przez nią.
— Do diabła! — powtórzył Dudziel. — A nie mówiłem, że baba nigdy słowa nie dotrzyma i tylko wtedy nie kłamie, kiedy śpi! Szelma, Ziutka!
— Istotnie! — przytwierdziłem szczerze.
— Hultajka! Właśnie, że nie będę dłużej czekał i wyjdę! Znać nie chcę! Jak przyjdzie, niech ma zmartwienie, że mnie w domu nie ma! — radca mógł śmiało rzucać te pogróżki, gdyż czuł, że niewierna nie nadejdzie. — Wychodzę! Innej sobie poszukam...
Wybiegł czerwony ze złości, nie pożegnawszy się ze mną. Domyśliłem się, że biegnie na miasto, w nadziei, że gdzieś przypadkiem Ziutkę odszuka...
A szkoda, że nie pozostał, choć nie wiem czy podzieliłbym się z nim otrzymaną wiadomością.
Może w pół godziny później doręczono mi list od Ziutki.
Jednak, pamiętała o mnie.
Niecierpliwie rozerwałem kopertę.
List ten, skreślony nierównym pismem, w widocznym pośpiechu, brzmiał:

Panie Korski! Nie chciał pan wczoraj usłuchać mnie i pozostać, sam pan sobie zrobił najgorzej. Gdyby Pan pozostał, nie poszedłby na
138