Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak pani sądzi? — drgnąłem. — Na jakiej podstawie?
— Bliżej nie umiem wytłumaczyć. Intuicja. Czasami miewam podobne przeczucia. Byłabym znakomitą detektywką. Ot, wczoraj... Miał pan ślepe zaufanie do Kowalca, a ja podświadomie przeczuwa łam niebezpieczeństwo. To samo, z tą doktorową... Całe zachowanie się jej jest niezwykłe... Te odwiedziny w hotelu...
Czyżbym był tak mało spostrzegawczy i poza miłosnymi awansami rozpróżniaczonej damulki kryło się coś więcej jeszcze? Znów przyszło mi na pamięć powiedzenie komisarza Relskiego, że nie cieszy się wraz z mężem dobrą reputacją.
— Skoro tak, pójdę! Może pani ma słuszność i czegoś ciekawszego się dowiem. Komisarz Relski również odzywał się dwuznacznie o Werberowej. Chociaż naprawdę w głowę zachodzę, na jakie tajemnice mógłbym natrafić w jej domu...
— Nie wiem, ale... — poczęła lecz wnet urwała, gdyż lekki trzask rozległ się w pobliżu.
Nadsłuchiwaliśmy. Czyżby? Lecz nie... To w korytarzu skrzypnęła tylko podłoga.
— Niema nikogo! — szepnąłem. — Może pani zechce teraz mi opowiedzieć o wizytach „duchów“ w pałacyku i w jaki sposób pragnie pochwycić nieproszonych gości.
Przysunęła się do mnie bliżej z krzesełkiem.

— Już przedwczoraj nadmieniłam panu, że słyszałam dziwne szmery, dobiegające z gabinetu ojczyma. Początkowo sądziłam, że to przywidzenie, lecz później przekonałam się, iż ktoś przestawił fotel przy biurku w zamkniętym pokoju. W pokoju, do

142