Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

— Właśnie! I że to jest niepotrzebne, skoro zapowiadają drugą wizytę. Zawiadomiłam więc dziś rano pana i teraz chcę urządzić zasadzkę. Prosiłam o zachowanie wszelkich ostrożności, aby nie domyślili się, że wiem o nocnych dowiedzinach. Możliwe, że pałac jest śledzony i niechaj sądzą, że jestem w nim sama. Czy zabrał pan broń ze sobą?
— Mam browning! Więc pani mniema, że włamywacze zjawią się powtórnie?
— Jestem przekonana! Słyszał pan słowa, jakie powtórzyłam.
— Którędy przedostają się do pałacyku?
— Mają dorobione klucze od bocznego wejścia prowadzącego do sypialni ojczyma. Stamtąd wchodzą do gabinetu, bo widocznie na pobycie w tym pokoju najwięcej im zależy i tam szukają czegoś.
— Dorobione klucze od bocznego wejścia! Tak samo, jak ci, którzy porwali, czy zabili Gerca. W takim razie poprzedni zbrodniarze?
— Przypuszczam! Więcej panu powiem... Koło tarasu spostrzegłam ślady stóp kobiety. Kobieta musiała być wczoraj w gabinecie ojczyma.
— Anna Kolb? Po napadzie na mnie...
— Wszystko możliwe!
— Czego szukają?
— Może zapomnieli za pierwszym razem zabrać jakieś papiery?

Czułem, że sytuacja przedstawia się niezwykle poważnie. Co prawda, odetchnąłem z ulgą, że Lili dzięki swej rozwadze uniknęła wczoraj niebezpieczeństwa, ale niebezpieczeństwo to wyrastało dzisiaj przed nami w równie groźny sposób.

144