Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

Sapnął, uścisnął moją rękę i odszedł.
Ale, obu nas spotkał zawód.
Choć oczekiwałem na dziewczynę o wyznaczonej godzinie — nie przyszła. Nie nadesłała nawet listu! Nic nie zrozumiałem. Czy uwikłała się sama w jakieś niebezpieczne przygody i przeszkodzono jej w skomunikowaniu się ze mną? Czy też słynne jej rewelacje były zwykłymi plotkami i opowiadała o nich, chcąc mnie zainteresować swoją osobą, a nie przyszła, gdyż wypadła jej jakaś „korzystniejsza“ pogawędka. Przeczyły jednak temu, niektóre ustępy jej wczorajszego listu — wynikało z nich, że znała Kowalca.
W takim razie?
Dawno minęła siódma, a Ziutki nie było. Posłyszałem tylko hałas ze złością zatrzaśniętych drzwi. To Dudziel z gniewem opuszczał swój numer nie doczekawszy się niewiernej. Obecnie, podzielałem jego zdenerwowanie.
Zatrzasnął z siłą drzwi i wyszedł na miasto, nie zajrzawszy do mnie.
Nie było celu pozostawać dłużej w hotelu. Szczególniej, że przed wizytą u Werberowej, zamierzałem odwiedzić Lilę.
Zastałem ją w pałacyku. Powitała mnie radośnie.
— Och! — zawołała. — Wszystko układa się znakomicie i nie zawiodły mnie przewidywania. Jerzy telefonował dziś do mnie.
— Zakomunikował coś ważnego?
— Prosił, abym była całkowicie spokojna i zaczekała do jutra. Jutro, przyjdzie rano i wszystko opowie...

160