Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

ność, ten pański Dudziel... Musi to być bardzo lekkomyślna osóbka...
— Dzięki pani — zawołałem — wciąż przestaję z lekkomyślnymi osobami. Wszak dziś idę zaraz z wizytą do pięknej doktorowej...
— Werberowa — spoważniała — zastanawia mnie znacznie więcej, niż Ziutka...
— Ciekawe, czemu?
— Sama nie wiem! Ale, powtarzam panu, jestem dobrą detektywką.
Z trudem ukryłem śmiech. Znakomita detektywka! Nie mogłem jej opowiadać o zapowiedzi Werberowej, że męża nie będzie w domu i o tym, że zapewne znowu będę narażony na ataki miłosne tej nowoczesnej Putyfary.
— W każdym razie, wolałbym spędzić ten wieczór inaczej, w towarzystwie pani...
— Nic złego panu się nie stanie! Najwyżej zje pan dobrą kolację! Tylko proszę zbytnio nie flirtować...
Roześmieliśmy się oboje. Istotnie, teraz kiedy odzyskaliśmy to, na czym najwięcej nam należało, cały świat przedstawiał się nam w innych barwach.
Zamieniłem z Lilą kilka nic nie znaczących frazesów, długo całowałem jej rączkę, po czym, umówiwszy się, że przyjdę nazajutrz rano, kiedy miał również zjawić się Jerzy, opuściłem pałacyk.
Punkt dziewiąta, znalazłem się na Hożej, przed mieszkaniem doktorowej.
Zadzwoniłem.

— Och! Jaki pan punktualny! Bardzo to ładnie z pańskiej strony! — zawołała na mój widok, gdyż sama otworzyła mi drzwi.

162