Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

panować pod przestrachem i nic nie rozumiejąc z tej całej sceny.
Twarz Gerca tymczasem wypogodziła się całkowicie, rzucił browning niedbale na biurko.
— Hi... hi... nie potwór — zachichotał — a mój najlepszy przyjaciel, mój kochany Dżoko... Jedyne stworzenie, które mnie miłuje całą swą małpią duszą. Prawda, Dżokuś? — zapytał szympansa, który w odpowiedzi wyszczerzył zęby, niczym w przyjacielskim uśmiechu.
Ochłonąłem z przestrachu. Zaszło jakieś nieporozumienie i nie we mnie Gerc wycelował browning.
Uspokojony całkowicie, teraz, kiedy patrzyłem na Gerca i małpę, stojących obok i wdzięczących się do siebie, o mało nie roześmiałem się na głos. Byli jak rodzeni bracia do siebie podobni i gdyby ubrano szympansa w szlafrok i czerwoną czapeczkę, z trudem udałoby się ustalić, kto z nich jest baronem, a kto jego małpą. Przepraszam, małpa miała w swych ślepiach wyraz daleko złośliwszy i okrutniejszy, no i musiała być znacznie silniejsza od starego dziwaka.
— Ależ, nastraszyliśmy pana! — skrzeczał Gerc, głaszcząc z rozczuleniem szympansa po łbie! Hi... hi... Nastraszyliśmy i musimy go za to przeprosić. Dżoko! Ty właściwie wszystkiemu jesteś winien... Zakradłeś się po cichu do gabinetu, a ja myślałem, że to ktoś obcy; taki wciąż jestem zdenerwowany... i chwyciłem za rewolwer... Pan zerwał się z miejsca i chciał uciekać, a Dżoko, sądząc, że to mój wróg, złapał pana za szyję... Hi... hi... Nadzwyczajna historia... Przeproś pana, Dżoko... Paskudnieś go dusił...

Dżoko, jakby rozumiejąc wszystko, co mówił Gerc do niego, wyciągnął w moją stronę swe potworne

11