Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

— No, no... widziałem coś robiła...
— Dajesz mi takie zlecenia, a później wściekasz się! Muszę powracać... Chociaż jest pijany, może domyślić się czego...
— Wsyp proszek, jak mówiłem! Prędzej skończy się! Trzeba go uśpić, aby wywieźć. Nie wiesz, czy zabrał ze sobą papiery?
— Nie mam pojęcia!
Powtarzam, nie tylko wytrzeźwiałem, ale poczułem, że chłodny pot rosi mi czoło.
Więc znowu zasadzka!
Chciano mnie uśpić, później gdzieś wywieźć, aby zagrabić papiery. Oto był istotny cel zaproszenia Werberowej. A ja, niczym smarkacz, dałem się złapać na lep czułych słówek, mało tego, upiłem się i w najgłupszy sposób począłem się zalecać do tej zdradzieckiej kobiety.
Poczułem do siebie takie obrzydzenie, że z gustem biłbym się po twarzy! Och, o ileż Lili była mądrzejsza ode mnie i słuszność miał Relski, gdy uprzedzał mnie o Werberach. Byłem tak wściekły, że nawet nie zastanawiałem się, w jakim celu pragnęli mi odebrać dokumenty, z takim trudem odzyskane od Gerca.
Ale teraz należało nie złościć się, a działać, chcąc wymknąć się z matni.
Na palcach pobiegłem z powrotem do jadalni i tam w niepewności przystanęłem na chwilę.

Potrójny idiota! Nie zabrałem z sobą browninga, a na domiar nieszczęścia papiery miałem w kieszeni. Co robić? Jedyne wyjście, uciekać... Przedostać się do przedpokoju, zanim powróci Werberowa. a stamtąd czmychnąć na schody.

169