Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem, dzwonki stawały się coraz głośniejsze.
— Proszę otworzyć!
— Zaraz otworzę! — wyjął klucz z kieszeni. — I proszę sobie zapamiętać, że to ja wypraszam pana z domu! Dlatego radziłbym nie opowiadać o tej przygodzie, gdyż nie ma czym się chwalić...
Jednocześnie Werberowa poczęła szlochać, jak niewiasta ciężko dotknięta w swojej godności.
— Przewrotni zbóje... — warknąłem.
Werber wzruszył ramionami i z miną obrażonego małżonka, otworzył drzwi kluczem. Rozwarły się one — i spojrzałem zdumiony.
Na progu stał mój przyjaciel, pan radca Dudziel i ze zdziwieniem spoglądał na scenę, jaka ukazała się jego oczom. W głębi przedpokoju zawzięcie szlochała doktorowa, dalej ja widniałem w pozycji obronnej, a przy drzwiach stał Weber, godny i wyprostowany, rzekłbyś uosobienie prawości i cnoty...
— Ja... do pana Korskiego — wybełkotał, patrząc na mnie — w bardzo pilnym interesie... Ale, co tu zaszło?
Werber, niczym skończony dżentelmen, odrzekł obojętnie:
— Nic nie zaszło! Ach, pan do pana Korskiego? Doskonale, właśnie wybierał się do domu.
Pojąłem, że coś niewykle ważnego musiało sprowadzić radcę. To też, nie wdając się chwilowo w wyjaśnienia, zapytałem:
— Cóż się stało, że pan mnie aż tu odszukał?

— Bardzo pilna sprawa! Przybiegła służąca z pałacu i prosiła, żeby koniecznie pana odnaleźć... Tam

172