Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.

domu, do którego Werber ma tylko dostęp i podobno jutro zamierzają ją wywieźć gdzieś dalej.
— Łotry! — zatrząsłem się z gniewu. — Biedna Lili! Chcą ją wywieźć dalej!
— Oto wszystko! Pośpieszyłam natychmiast do Warszawy aby pana uprzedzić, niestety nie przybywał pan długo do hotelu.
Zbyt byłem zdenerwowany na to, aby jej opowiedzieć szczegółowo, co mnie zatrzymało. Natomiast zapytałem:
— Więc pani twierdzi, że uda się nam tam dostać? A czy nie lepiej było zawiadomić policję?
— Siostra błagała o pośpiech! Pannę Lilę mogą wywieźć lada chwila. Lub, jeśli posłyszą, że policja się zbliża, uczynią jej coś złego. Niema chwili do stracenia. Werber i Kowalec są zdolni do wszystkiego. A siostra dała mi takie ścisłe wskazówki, że mam nadzieję, iż uwolnimy nieszczęsną bez pomocy policji.
Zapanowało milczenie.
Szybko migały pola i drzewa, wreszcie w ciemności nocy ukazały się zdala pierwsze wille Otwocka. Kierując się wskazówkami Ziutki, przemknęliśmy przez kilka uśpionych całkowicie o tej porze ulic, wreszcie zatrzymaliśmy się na jakiejś piaszczystej drodze, gdzie już kończyły się wille.
— Tu wysiadamy!
A kiedy szofer odjechał, otrzymawszy należność, dodała:
— Zakład mieści się w odległości stu kroków. Za tymi drzewami...
Skierowaliśmy się w tę stronę.

Kiedym szedł w milczeniu obok Ziutki, po piasku,

180