Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

trząsnął cały dom. A ja? Jeśli nawet Lili jeszcze tam się znajduje, czy dam sobie radę z przestępcami? Muszę sobie dać radę! O ile nie będzie innego sposobu, wdrapię się na mur i wskoczę do środka...
Już począłem oglądać mur, aby wynaleźć dogodne miejsce i później z niego skorzystać, gdy wtem od strony domu rozległy się jakieś głosy.
Siostra Ziutki? Nie, to dwóch mężczyzn rozmawiało ze sobą i kierowali się oni wyraźnie w stronę furtki. Zapewne, pragnęli wyjść z zakładu, a ich głosy wydawały mi się znajome.
Na szczęście, w pobliżu znajdowały się drzewa. Odskoczyłem i ukryłem się śród nich.
Rychło zgrzytnęły zasuwy i furtka rozwarła się. Dzięki księżycowej nocy, mogłem rozróżnić twarze tych, którzy ukazali się w jej obramowaniu.
Drgnąłem ze zdumienia, gdyż było to istotnie niezwykle połączenie. Pierwszy wychodził Jerzy Gerc, a za nim Werber. Ten sam Werber, który parę godzin temu wraz z żoną zastawiał na mnie pułapkę i pragnął mnie uśpić, a gdy się to nie udało, powrócił do zakładu. Nie zdziwiła mnie jego obecność i byłem na nią przygotowany. Ale Jerzy?
Więzili razem ojca i to była ta tajemnica, jaką z takim trudem miał wyznać? Na pewno! Tylko zamiast ją wyznać, wolał porwać Lilę! Szubrawiec!
Słowa, które mnie dobiegły, potwierdziły całkowicie moje przypuszczenia.

— Skoro stary zwariował — odezwał się Jerzy — wywieziemy jak najprędzej dziewczynę i będzie koniec! Niech się później dzieje, co chce... Dosyć mam tych wszystkich historii...

183