Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

nie i tylko zdaleka dolatywał jego głos, paru susami przesadziłem przestrzeń, dzielącą mnie od furtki i znalazłem się poza ogrodzeniem.
Ujrzałem kwietniki i aleje wysypane żwirem. W głębi dom i schody, prowadzące na taras. Drzwi wejściowe również były uchylone; z poza nich widniało światło.
Bez namysłu pobiegłem w tamtą stronę i wpadłem do domu. Za sporym oświetlonym hall‘em zobaczyłem długi, ciemny korytarz, z pokojami po prawej i lewej stronie. Z hall‘u schody prowadziły na piętro.
Dokąd udać się? Gdzie więżą Lilę i Gerca? Na górze, na dole? Jak ich odszukać?
W tejże chwili posłyszałem skrzyp furtki. Werber powracał, odprowadziwszy Jerzego i zasuwał ryglę.
Ścisnąłem browning w kieszeni. Rzucić się na zbója i go obezwładnić, czy też sprawdzić, dokąd pójdzie?
To drugie będzie rozsądniejsze.
Pierwszy pokój w korytarzu był nieoświetlony i otwarty. Zajrzałem tam. Wyglądał, jak lekarska poczekalnia i Werber przyjmował w nim, zapewne, pacjentów.
Wślizgnąłem się do niego.
Rychło posłyszałem kroki na tarasie. Werber wszedł do hall‘u, zamknął wejściowe drzwi na klucz i przekręciwszy kontakt elektryczny, po ciemku skierował się do schodów.
Więc, idzie na piętro.

Zaskrzypiały schody, potem kroki rozległy się na

185