górze, zatrzasnęły się jakieś drzwi — i zapanowała cisza.
Poszedł na piętro! Ale, czy tam mieści się jego prywatne mieszkanie, czy też trzyma uwięzionych? Ach, czemuż Ziutka, ufając, że spotka siostrę, nie dała mi najmniejszej wskazówki, przecież musiała coś posłyszeć od niej! Gdzież znajdują się te przeklęte seperatki?
Chyba zacznę poszukiwania od góry, podążę w ślad za Werberem, może tam coś wyśledzę.
Starając się czynić jak najmniej hałasu, przebyłem hall, później schody i znalazłem się na piętrze. Dokoła panował mrok i kierowałem się po omacku.
A teraz dokąd? Przypuszczalnie, znajduje się tu taki sam korytarz, jak na dole.
Stałem w niepewności, nie wiedząc, co począć, gdy wtem na końcu korytarza znowu rozwarły się drzwi, buchnął z nich snop światła i w jego potokach zobaczyłem Werbera.
Wydało mi się, że teraz twarz ma zagniewaną i posłyszałem, jak z pogróżką rzucił do kogoś, znajdującego się w pokoju:
— No, to jeszcze zobaczymy!
Po czym zamknął drzwi i przebiegł przez korytarz, otarłszy się prawie o mnie. Po chwili zstępował ze schodów i znalazł się na dole.
Nareszcie miałem jakiś ślad i ani chwili do stracenia. Pośpieszyłem do drzwi pokoju, z którego wyszedł Werber i przywarłem okiem do dziurki od klucza.
— On!
W pokoju, na fotelu siedział Gerc w swym szlafroku i czapeczce. Ten sam i nie ten sam. Jakieś zmia-