mnie. — W jaki sposób dostał się? Ładnie Werber pilnuje zakładu!
Wprost mąciło mi się w głowie, ale nie czas było teraz zastanawiać się nad tą zagadką. Z tyłu skradał się szympans, a drogę zagradzał Kowalec.
— Przepuść! — zawołałem.
— Nie, kochanku! — zaśmiał się złośliwie. — Dziś mi się nie wymkniesz!
Kopnąłem szympansa, który odskoczył z piskiem i wyciągnąłem błyskawicznie browning z kieszeni.
— Zobaczymy!
— Ach, masz maszynę! — Kowalec zbladł i od stąpił od drzwi.
Trzymając rewolwer gotowy do strzału, wysko czyłem z pokoju i znalazłem się w korytarzu. Już sądziłem, że zwycięsko wydostałem się z opresji, gdy wtem krzyknąłem z bólu. To Werber, zaczajony za drzwiami uderzył mnie z tyłu niespodziewanie czymś ciężkim w głowę.
Osunąłem się na podłogę.
Wtedy, posłyszałem drwiące słowa Kowalca.
— Ten dureń jeszcze nie domyślił się, że pan baron porwał sam siebie!
Leżałem na łóżku w małym pokoiku. Pokój ten nie miał okna i prócz krzesła i stołu, nie było w nim innego umeblowania. Natomiast wszystkie ściany wybito materacami, a wysoko, pod sufitem świeciła się elektryczna lampka, w żelaznej siatce.