Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

niu. — Jesteś na tyle czelny, że przychodzisz naigrywać się ze mnie?
— Powoli... powoli... — odrzekł drwiąco. — Tylko nie mniej zamiaru skoczyć mi do gardła. Browning ci zabrano i jestem silniejszy od ciebie. A znajdujesz się w podziemiach zakładu Werbera, które przedstawiają taki labirynt i tak dobrze są strzeżone, że nie wydostaniesz się z nich na pewno.
Jeśli w pierwszej chwili istotnie podobny zamiar przychodził mi na myśl, to zrozumiałem, że ma rację. Walka była bezcelowa.
— Czego chcesz? — zapytałem, tłumiąc wściekłość. — Nowy podstęp, jak na Grochowie?
— A ty ze mną byłeś szczery — odparł zapytałem na zapytanie. — Nie wspominajmy starych grzechów. Pomówmy lepiej o sytuacji obecnej, a może się dogadamy. Nie ciekawi cię ostatnia przygoda?
Milczałem.
— Doprawdy, nadzwyczajne! — drwił dalej. — Pan Korski, oddany sekretarz barona Gerca, do którego dostał się dzięki mojej protekcji i sfałszowanemu listowi niejakiego prezesa Morowskiego, z narażeniem życia przybywa, aby ocalić swego chlebodawcę, a ten niewdzięcznik każe go wrzucić do lochu. Jak ci się to podoba? A może to wcale nie był baron Gerc? Mało podobny do poprzedniego?
— Istotnie! — bąknąłem, mimowolnie dając się wciągnąć w rozmowę, gdyż byłem zaintrygowany do najwyższego stopnia.
Kowalec począł się śmiać.

— Uspokój się, ten sam. Zmienił się bardzo, ale ten sam. A że z tobą tak postąpił? Czy posłyszałeś mój wczorajszy wykrzyknik?

191