Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.

Gerc wybiegł z pałacyku, pośpieszyła w ślad za nim i razem odjechali samochodem. Teraz wszystko rozumiesz?
— Niezupełnie! — odrzekłem już prędko, gdyż całkowicie pochłonęło mnie jego opowiadanie. — A Anna Kolb? Co ta ma wspólnego z tym wszystkim?
— Siwowłosa kobieta? Absolutnie, nic.
— Jakto?
— To była najsprytniejsza sztuka Gerca, a właściwie Werbera, że zepchnięto na nią podejrzenia. Anna Kolb nie uczestniczyła w niczym. Przeciwnie! Tego samego wieczora, kiedy Gerc uciekł z pałacu, symulując, że go porwano, ludzie Werbera, tylko o kilka godzin wcześniej, zwabili Kolb, która mieszkała w Piasecznie, do samochodu i przywieźli ją do zakładu. Jeszcze przebywa tutaj. W gruncie, oddali jej ładu. Jeszcze przebywa tutaj. W gruncie, oddali jej usługę, bo jest bezwzględnie obłąkana i ma napady furii. Odgrażała się wciąż, że zabije Gerca i byłaby to święcie uczyniła, przecież namawiała nawet różnych zbrodniarzy, aby zabili barona. Policja w jej mieszkaniu znalazła podobne listy... Umieszczając ją w zakładzie Werber nie wyrządził jej krzywdy, a uratował Gerca.
— Ona, tutaj... — jeszcze nie wierzyłem. — Nie przyjmowała udziału w niczym? A ślady w ogrodzie... Ślady stóp kobeity.
— Jeden z licznych kawałów Gerca!

— Kłamiesz! — zawołałem w nagłym porywie gniewu. — Kłamiesz łotrze! A cóż to za kobieta leżała w łóżku, w tym domu na Grochowie? Z kim walczyłem w takim razie?

195