Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.

— Możliwe! Dlatego Jerzy przyłapany na gorącym uczynku, mało wszystkiego nie wypaplał ze strachu. Potem wolał to załatwić inaczej. Ale... Czemuż baron, skoro podjął, co mógł podjąć i „odrodził“ się wogóle nie wyjechał z Warszawy? Przecież zakończona została jego „kuracja“? Czyżby mu tak żal było tych papierów, któreśmy odebrali? Jeśli o mnie chodzi, chętnie zwrócę mu moje, byle uwolnił Lilę!
— Nie, to... — bąknął Kowalec, który będąc poprzednio niezwykłe rozmowny, stał się raptem lakoniczny.
— Nic nie rozumiem! Czemuż ją porwano, czemu te zamachy na mnie?... Mów! — zawołałem w nagłym porywie niepokoju. — Co się z nią stało? Czy wywieziono Lilę?
— Jeszcze nie...
— Kiedy zamierzają ją wywieść?
— Prędko, pewnie...
— Ach, bandyto, nabrałeś wody do ust! Powiedz przynajmniej czego chcecie ode mnie?
— Czy ja wiem? — udał głupiego.
— Przecież na nikogo nie urządza się zasadzek bez celu? Wówczas na Grochowie chcieliście mnie uśmiercić!
— Tylko uwięzić! Nigdy, ptaszynko, nie skrzywdziłbym cię poważnie...
— Dość tych łgarstw!
Kowalec raptem spoważniał i nachylił się ku mnie.

— Powiem ci to, co mogę powiedzieć, resztę inny wytłumaczy! Nie właź w drogę, komu nie po-

199