w czasie pierwszej nocy mego pobytu w pałacyku. Gerc kochał Lilę, starczą, obłędną miłością. Dla niej odmłodził się, dla niej był dziś taki wyelegantowany, przez nią nie wyjechał z Warszawy, a teraz ją porwał. Zrozumiałem ostatecznie i cel włamania Jerzego do pałacu. Osiągnąwszy znaczne korzyści materialne, o czym wspominał Kowalec, pomagał ojcu i obaj sądzili, że jeśli zabiorą papiery, pozostawione przez zapomnienie w skrytce, a na które Lili mogła natrafić, zostanie ona zdana całkowicie na łaskę barona i na wszystko się zgodzi. Oto dla czego Jerzy wspominał do Werbera, gdy stałem w nocy przed zakładem, że: „skoro stary zwariował (oczywiście z miłości) trzeba mu wywieźć dziewczynę!“ Podły syn, podłego ojca!
A tym wszystkim zamierzeniom ja stałem na przeszkodzie, gdyż Gerc, śledzący zdala, co się działo w pałacu, przestraszył się jej uczucia dla mnie. Usiłował więc załatwić się ze mną na Grochowie, a teraz wtrącił do celi... Abym wyrzekł się Lili...
— Panie! — zawołałem podniecony. — Wypowiem to, czego pan nie śmie wymówić! Kocha pan Lilę i dlatego żąda, abym usunął się z jego drogi.
Nie patrząc mi w oczy, skinął głową.
— Kocha ją pan złą, samolubną, niską miłością! Niedawno pragnął pozbawić wszystkiego, aby tym mocniej trzymać w niewoli. Teraz więzi ją pan... Czyż nie wstyd panu... Staremu człowiekowi? Gdyż mimo odmłodzenia przez Werbera, jest pan tylko starcem...
Widziałem, że dotknąłem go boleśnie, ale hamował się resztką woli.
— Tak! — odrzekł, wciąż patrząc w podłogę. —