Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.

koju. Musiała tam mieścić się jego sypialnia i zapewne zamierzał się udać na spoczynek, powróciwszy ze spaceru w ogrodzie, gdyż był bez marynarki i kołnierzyka, jedynie w koszuli i spodniach, a na nogach miał nocne pantofle.
— Kto tu? — zawołał, wpadając do gabinetu.
Wnet przystanął, jak skamieniały i wytrzeszczył na nas oczy.
— Pan wolny?... Obcy ludzie... Co to znaczy?
— To znaczy, że nie miał pan prawa mnie więzić — odparłem ironicznie — odchodzę... Tylko...
— Tylko? — powtórzył i poczerwieniał.
Gwałtowna jego natura poczynała brać górę nad przestrachem. Ze złości trzęsła mu się ogromna, czarna broda.
— Tylko, wprzód proszę mi powiedzieć, gdzie znajduje się panna Lili, bo i ona stąd odejdzie...
Twarz Werbera z czerwonej stała się fioletowo.
— Niesłychane! Pacjent będzie u mnie się rządził! — ryknął, starając się opanować sytuację zwykłymi, perfidnymi wykrętami. — Człowiek, którego mi oddano na kurację do zakładu! A państwo — zwrócił się do Ziutki i radcy — ciężko odpowiedzą za to, że dopomagają do ucieczki umysłowo choremu!
Nie, ta czelność przechodziła wszystko! Ze mnie chciał uczynić wariata! Zaiste, niezwykły tupet! Należało się jednak spodziewać tego po nim i doskonale sobie przypomniałem scenę u niego w domu, gdy raptem z napastnika przemienił się w skrzywdzoną ofiarę.

— Zbóju! — krzyknąłem tracąc cierpliwość. —

216