Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

Dość tych błazeńskich wykrętów! Gadaj w tej chwili, gdzie Lili znajduje się!
— Ach, ty... Ja cię nauczę...
Niespodziewanie rzucił się na mnie. Był atletycznie zbudowany i liczył na swą fizyczną przewagę. W rzeczy samej, gdy jedną ręką pochwycił mnie za gardło, a drugą usiłował uderzyć w głowę, zrozumiałem, że nie poradzę sobie prędko z takim przeciwnikiem. Wprawdzie, zdołałem schwycić jego rękę i szamotaliśmy się zawzięcie, ale czułem, że lada chwila mnie obali.
To samo widocznie przewidywała Ziutka, gdyż posłyszałem, jak zawołała:
— Radco! Bądźże mężczyzną...
Radca, który w pierwszej chwili, ogłupiały, z otwartymi ustami spoglądał na tę scenę, raptem, posłyszawszy ten okrzyk, zamienił się w srogiego lwa.
Bez namysłu przypadł do Werbera, a że był znacznie niższy od niego, podskoczył i pochwycił go za brodę. Szarpnął nią z wściekłością. Sposób to był niezbyt rycerski, ale widocznie skuteczny, gdyż aż usta wykrzywiły się Werberowi, głowa opadła do tyłu, a z piersi wydobył się zduszony charkot.
— Puść, zdrajco... puść.
W tej chwili zwolnił mnie z uścisku. Wykorzystałem to i z całej siły trzasnąłem go pięścią między oczy. Runął na podłogę, a ja padłem na niego i z kolei ochwyciłem za gardło.
— Hej! Ludzie, na pomoc! — zdołał wykrztusić.

Zabrzmiały liczne kroki i do pokoju wpadła od strony dalszych pokojów Werberowa — mój najdroższy „flirt“ — przypadkowo widocznie obec-

217