Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wysiadamy!
Zatrzymałem motor i zeskoczyłem z siodełka.
— Ot! — wskazała na zadrzewioną aleję. — Prosto tędy dotrzemy do „Dżoka“!
Raptem, pewna myśl przyszła mi do głowy.
— Panno Ziuto — zapytałem — czy pani umie kierować motocyklem?
— Umiem, doskonale! — roześmiała się. — Jeździłam stale z jednym chłopcem, to mnie nauczył.
— O... — mruknął radca, którego zazdrość podrażniło wspomnienie „chłopca“. — Te baby powariowały teraz na motocykle! Każda trzęsię się za jakimś drabem z tyłu na siodełku.
— Tylko radco, bez głupich kawałów! — odcięła się Ziutka. — A dlaczego pan pyta — zwróciła się do mnie — czy umiem kierować?
— Miałbym prośbę do pani!
— Jaką?
— Dość już dotychczas narobiło się głupstw! Dla tego najlepiej byłoby, żebym ja tu pozostał, a pani podążyła natychmiast do komisarza Relskiego i zawiadomiła go o wszystkim. Będzie to znacznie pewniejsze. Spróbuję sam uwolnić Lilę, lecz jeśli okaże się to zbyt ryzykowne, na was zaczekam. A obawiam się, że Gerc mógł zabrać ze sobą kilku ludzi i że sami nie damy sobie rady...
— Może pan ma rację! — odrzekła nieco niechętnie, gdyż paliła ją ciekawość jak najszybszego dowiedzenia się, co się dzieje w willi. — Ale trudno! Pojadę dla dobra sprawy...

— Dziękuję pani z całego serca, panno Ziuto! I obiecuję, że nie zrobię żadnego głupstwa. O ile tylko

223