Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/230

Ta strona została uwierzytelniona.

dom jest mocno strzeżony, nie będę usiłował dostać się do niego, a poprzestanę na pilnowaniu, czy nie pojadą dalej. Chociaż przypuszczam, że pozostaną tu do rana...
— Cóż pan ciągle o sobie tylko gada! — raptem przerwał mi radca — A ja od czegóż jestem? Werberowi dałem szkołę, to i Gercowi pokażę, gdzie rośnie pieprz turecki! Ha!
Nieznacznie mrugnąłem na Ziutkę. Ciężki i niezgrabny radca mógł mi raczej przeszkadzać, niż dopomóc.
Zrozumiała.
— Radca pojedzie ze mną! — oświadczyła, robiąc do niego czułe oko. — Trudno mi rozstać się z nim na chwilę, chociaż nie dawno nawymyślał mi przez zazdrość.
Błogi uśmiech rozlał się po twarzy radcy. Ona, tym czasem wskoczyła na siodełko, nacisnąła odnośną sprężynę, niczym najsprawniejszy motocyklista — maszyna warknęła, ruszyła i rychło znikła mi z oczu..
Skręciłem w boczną drogę, wskazaną mi przez Ziutkę i nie zadługo ujrzałem parterową willę z wyrytym na froncie napisie:

„Dżoko“

Była nieoświetlona i zdala przypuścić było można, że nikt w niej nie zamieszkuje. Wyglądała raczej na zaniedbany budynek, o który mało troszczy się właściciel — nic dziwnego, gdyż odkąd Gerc zniknął, willa pozostawała bez wszelkiej opieki.

Willę otoczały drewniane sztachety, ale wnet spostrzegłem, że wiele z nich jest wyłamanych i że w ten sposób powstały w ogrodzeniu liczne dziury.

224