Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/232

Ta strona została uwierzytelniona.

A gdyby tak spróbować? Nikogo w pobliżu nie ma... Jeśli się uda, tym prędzej dotrę do Lili.
Jak to się stało, sam nie wiem. Coś poderwało mnie z miejsca, wypadłem z za drzewa, za którym stałem ukryty, kilku susami przebyłem przestrzeń, dzielącą mnie od Kowalca i jak ryś, skoczyłem na niego.
Napad ten, na tyle był niespodziewany, że bez słowa runął z ławki na ziemię.
— Nie krzycz, jeśli ci życie miłe! — wyciągnąłem browning z kieszeni.
— Ty? — wytrzeszczył na mnie oczy.
— Ano, widzisz! Ja we własnej osobie, jakoś wydostałem się z seperatki Werbera... A teraz gadaj szczerze... Ilu jest tu ludzi, oprócz ciebie?
— Nikogo... Tylko mnie zabrał baron...
— Aha! — odetchnąłem z ulgą. — Więc tylko ty... Właściwie, powinienbym cię trząsnąć w łeb, żebyśmy byli kwita za Grochów, ale nie zrobię tego, o ile zechcesz nadal odpowiadać uczciwie.
— Bądź łaskaw — odparł z flegmą — nie ściskać mnie za szyję i nie wymachiwać mi spluwą przed nosem, bo i tak ci wszystko uczciwie powiem. Wogóle mam tej historii dość...
— Jakto, masz dość?

— Zwyczajnie! Forsy więcej dawać nie chcą, co miałem dostać, to dostałem, a ganiają jak łysą kobyłę. Szofer zachorował Werberowi, to musiałem zastąpić szofera i po cholerę tu się znalazłem. Żebyś miał na kim uprawiać swoje bokserskie sztuki? A to wszystko dlatego, że Gerc chciał koniecznie wyjechać z zakładu, bo się obawiał, że Relski nie taki frajer. Zbujał go porządnie, ale Relski łatwo mógł

226