Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.

Ujrzałem wewnątrz Lilę i Gerca. Siedziała, wsparta na ręce o stół, a na twarzyczce rysował się wyraz gniewu. Przed nią stał odmłodzony i wyelegantowany Gerc i coś jej tłumaczył.
Wytężyłem słuch. Przez szybę dobiegały mnie ich podniesione głosy.
— Niechże pan przestanie mnie nudzić — z podnieceniem mówiła Lili — i tą swą miłością i bogactwem. Jest to nie tylko śmieszne, ale wstrętne...
— Kocham cię, naprawdę!
— I dlatego porywa mnie pan i więzi, niczym niewolnicę!
— Lili, gdybyś zechciała...
— Żądam, aby pan uwolnił mnie natychmiast...
— Posłuchaj...
— Powtarzam, natychmiast, inaczej może to wszystko bardzo smutno się skończyć dla pana. — Oprócz tego chcę wiedzieć, gdzie znajduje się Korski...
Drgnąłem. Kochana dziewczyna!
Skurcz przebiegł po twarzy Gerca.
— Korski? Cóż on cię obchodzi?
— Chcę wiedzieć! — powtórzyła jeszcze energiczniej.
W jego oczach zagrały złe błyski.
— Kochasz go?
— Tak, kocham go! — wymówiła stanowczo. — I tylko będę należała do niego. Proszę sobie to dobrze zapamiętać!

Jakaś radosna fala ogarnęła mnie całego. Boże, jaki byłem szczęśliwy, że z jej ust padły te słowa. Toć, dotychczas nigdy jeszcze nie wyznaliśmy sobie miłości...

229