Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

— Broń pan ma?
— Tak.
— Służący mówił mi, że pan już zjadł kolację na mieście. Nie częstuję więc niczym. Od jutra będziemy jadali razem. A teraz, niech pan się kładzie spać i dobrze wypocznie. Siły przydadzą się na później. Może dzisiejszej nocy nic nie nastąpi. A gdyby nastąpiło, wiemy co robić... Jutro pogadamy spokojnie o wszystkim.
Skinąłem głową.
Gerc, uważając, że i tak dużo mi powiedział, poklepiał mnie przyjacielsko po ramieniu i już miał opuścić pokój, gdy wtem zawahał się. Znać było, że nurtuje go jakaś myśl i nie wie, jak ją wypowiedzieć.
— Tylko... — bąknął i nieokreślony grymas przebiegł po jego małpiej twarzy. — Tylko... — powtórzył, unikając mego wzroku — pośpieszy mi pan na ratunek, o ile zadzwonię...
— Zastosuję się do życzenia pana barona! —
— Tak... tak... — Ja czasem w nocy wychodzę z mojej sypialni, bo... bo... — jąkał się... — zapominam nieraz czegoś w innych pokojach, a zresztą przed położeniem się do łóżka, muszę się przespacerować... Wolę o tym uprzedzić pana, żeby pan nie sądził, że dzieje się coś niezwykłego... i nie pośpieszył z pomocą bez koniecznej potrzeby.
— Rozumiem! — znów skinąłem głową. — Zresztą, naprawdę jestem zmęczony i sądzę, że zaraz zasnę tak mocno, iż obudzi mnie dopiero dzwonek pana barona!
— Doskonale!

Na twarzy Gerca widać było zadowolenie. Spadł mu widocznie z serca jakiś ciężar. Raz jeszcze pokle-

18