ogółowi, choć długo roztrząsano jego zniknięcie, odnalezienie i śmierć w niezwykłych okolicznościach.
Nawet przeciw Werberowi nie złożyliśmy skargi. I bez tego, komisarz Relski wszczął przeciw niemu dochodzenie w całym szeregu innych spraw i opieczętował „lecznicę“, z której nieszczęsną Annę Kolb przeniesiono do innego zakładu dla umysłowo chorych.
Tylko Kowalec drapnął szczęśliwie — a czytelnik pojmuje, jak niewygodne byłoby dla mnie jego aresztowanie. Rozstaliśmy się przyjaźnie i wdzięczny był mi za to, że go zamknąłem w garażu. Gdybym go tam nie zamknął, natknąłby się na policję, której nie cierpiał, gdyż twierdził, że jest źle wychowana, a ta policja zaprosiłaby go na pewno na dłuższą „poufną pogawędkę“.
Nazajutrz, po pamiętnych wypadkach, odwiedziłem w hotelu mego sąsiada i drogiego przyjaciela, pana radcę. Siedziała u niego, oczywiście, panna Ziutka.
— Cóż słyszałem, żeni się pan z panną Lilą — rzekł — szczerze winszuję! A kto się ożeni, ten się odmieni. Może i pan się odmieni, bo był z pana wielki szałaputa.
— Dziękuję, serdecznie! — uściskałem jego rękę, gdyż wiedziałem, iż mimo jowialnego tonu, jaki względem mnie przybierał, lubił mnie bardzo.
— I mnie radca proponuje małżeństwo! — raptem, kiwając nóżką wypaliła Ziuta. — Dzieli nas duża różnica wieku i zastanawiam się... Radca każe mi przysiąc, że nie będę jeździła motocyklem z chłopami. Wogóle mam ustatkować się...