Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

— Lili...
— Dość obłudy!... Dziś właśnie postanowiłam wypowiedzieć wszystko szczere! Nie będzie pan chyba twierdził, że pała do runie rodzicielskim sentymentem, gdyż jest moim ojczymem i przysiągł matce, że będzie się mną opiekował. Nienawidził pan mnie dawniej, kiedy byłam dzieckiem i stale nazywał przybłędą. Pamiętam to znakomicie. Po śmierci matki, gdy znajdowałam się w internacie, nie zatroszczył się pan o mnie wcale. Dopiero, gdy wyrosłam na przystojną, podobno dziewczynę, zainteresował się pan „niezwykle“ moją osobą i wziął z powrotem do domu...
— Głupstwa pleciesz!
— Wiem, co mówię! Oświadczam panu stanowczo, że poznałam się na tej komedii i dłużej jej znosić nie chcę... Jest pan ohydny, nienawidzę pana.
— Nienawidzisz?
— Z całej duszy! Za siebie i za matkę! Jak się pan z nią obchodził, czy nie wepchnął pan ją przedwcześnie do grobu, czy nie zatruł pan jej życia swoją tyranią? A co ze mną pan teraz chce zrobić? Pan, mój ojczym?...
— Doprawdy?...
— Proszę nie kłamać! Czemuż nie pozwala mi pan nigdzie wychodzić i jestem zamknięta, niczym w więzieniu? Czemu nie zgadza się pan przekazać mi majątku, jaki pozostał po matce, abym rozpoczęła samodzielne życie?
— Wszystko to nastąpi!
— Kiedy? Dość mam tej niewoli, dłużej u pana nie pozostanę!

Nagle zauważyłem zmianę w twarzy Gerca. Z po-

23