którą zasłużył. Niestety, do podobnego czynu nie jestem zdolna... Jan jest na to za szlachetny... Przysiągł mojej matce, że się mną będzie opiekował.
— Dobra opieka! Taki zbój!
— Pan go się boi! I nie śmie oddalić, gdyż za wiele wie o panu! A teraz proszę opuścić mój pokój, bo dalsza rozmowa jest zbyteczna! Sądzę, że rychło pożegnamy się na zawsze.
— Zobaczymy! — znów warknął Gerc, ale wykonał ruch, jakby zamierzał wyjść z pokoju.
Zrozumiałem, że dalsze podsłuchiwanie jest niebezpieczne i że Gerc wnet opuści pokój pasierbicy. Odsunąłem się od drzwi, cichutko przebyłem korytarz i ześlizgnąłem się ze schodów. Bez przeszkód znalazłem się na dole. Ale wówczas nastąpiła pomyłka.
Ponieważ wszędzie panowały ciemności, pobiegłem za daleko i zamiast trafić do swego pokoju, wszedłem do sąsiedniej sali jadalnej. Nie było w tym jeszcze nieszczęścia. Należało tylko przeczekać, póki Gerc nie powróci do swej sypialni.
Ze zdziwieniem zauważyłem, że wielkie oszklone drzwi, wiodące z sali jadalnej do ogrodu, stoją otworem. Czyżby wszystko przewidujący baron zapomniał je zamknąć?
Zaczajony, oczekiwałem. Gerc zszedł cicho ze schodów i skierował się, nie zatrzymując do swego pokoju. Zamknął drzwi za sobą, wnet jednak je otworzył i głośno zawołał:
— Dżoko? Gdzie jesteś, Dżoko?
Widocznie szympans musiał się wymknąć w czasie jego nieobecności. Gerc był wyraźnie zaniepokojony, ale małpa nie dawała o sobie znaku życia.