Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

stanawiam się nad tym. Zresztą nie mam pewności... Może inaczej damy sobie radę.
Zrozumiałem, że Gerc w żadnym wypadku nie miał zamiaru zwracać się po obronę do policji. Po tym, co już wiedziałem o nim, było to całkowicie jasne.
Choć władze bezpieczeństwa pośpieszyłyby mu natychmiast z pomocą, rewelacje tych, na kogo wskazałby, jako na domniemanych sprawców zamachu, tyczące się jego przeszłości i poprzednich sprawek, mógłby być w najwyższym stopniu niemiłe, a nawet groźne. Dlatego Gerc wolał milczeć i tolerował w swym domu Jana, którego się lękał i którego nienawidził. Również obawiał się wystąpić przeciwko siwowłosej kobiecie. Mało tego. Nawet obecnie unikał szczerej rozmowy i zauważyłem, że wcale nie miał zamiaru udzielenia mi bliższych informacyj o tajemniczej nieznajomej.
— Inaczej sobie poradzę! — powtórzył — Zwracać się do władz byłoby bezcelowe...
— Co pan baron zamierza uczynić?
Rzucił mi chytre spojrzenie.
— Obmyśliłem pewien plan... Znakomity plan... Nareszcie przetnie się to wszystko i nie zrobią mi żadnej krzywdy. Nie należy się łudzić... Powtórzą się nowe zamachy... Naprzód grozili, teraz strzelają... Muszę się należycie zabezpieczyć.
— Jaki plan?

— Czekaj, jeszcze się dowiesz! Wynalazłem sposób, naprawdę znakomity. Widzisz, że ubrałem się do wyjścia na miasto. A kiedy powrócę, wszystko ci powiem... Dziś wieczór rozegrają się decydujące wypadki...

34