Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan? Czy mój ojczym przysyła pana do mnie w jakiej sprawie?
— Nie! — wypaliłem gwałtownie! To nie baron Gerc. Chciałbym porozmawiać z panią zupełnie szczerze!
— Szczerze? O czym?
Piękna jej twarzyczka nosiła wyraz całkowitej obojętności i traktowała mnie tak, jak się traktuje niepożądanego intruza. Nie dałem jednak za wygraną.
— Czy to pani położyła kartkę?
— Jaką kartkę?
— Kartkę, która leżała u mnie na stole! — wskazałem na bilet, zawierający ostrzeżenie. — Sądziłem tak, gdyż pani oddalała się właśnie od strony mojego okna...
— Ja? Nie... — odparła szybko i pochyliła główkę, odczytując kartkę. Doznałem wrażenia, że lekko się czerwieni. Kiedy jednak wyprostowała się, była zupełnie spokojna. — Nie! — powtórzyła.
— Skoro nie pani — wyrzekłem — to bardzo przepraszam. W każdym razie, może z jej ust, jako osoby, znającej daleko lepiej ode mnie stosunki, panujące w tym domu, posłyszę, co to oznacza i kogo mam się wystrzegać?
— Pan o to mnie pyta? Pan, sekretarz Gerca?
Postanowiłem zagrać w otwarte karty.

— Panno Lili! — zawołałem. — Jeśli zostałem sekretarzem Gerca, to tylko dlatego, że zmusiła mnie konieczność! O posadę nie tak łatwo — pozorowałem, jak mogłem mój pobyt w pałacyku — i każda dobra, byle nie umrzeć z głodu! Ale proszę mi

37