Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie przypominała teraz w niczym owej wyniosłej dziewczyny, która tak ozięble rozmawiała ze mną przed chwilą.
W jej głosie i twarzyczce przebijała słodycz, kobiecość i była prześliczna. Ale moment ten trwał chwilkę tylko, wnet nowa chmura zasępiła jej czoło i wydawało się, że żałuje swej przelotnej słabości.
— To, co powiedziałam — znów twardo zabrzmiały wyrazy — powinno panu całkowicie wystarczyć!
Zaczęła oddalać się szybko. Tym razem nie śmiałem nalegać i nie podążyłem za nią. Rozumiałem, że zaufanie Lili należy zdobywać powoli i że moja natarczywość może ją tylko zrazić.
Dlaczego za wszelką cenę pragnie usunąć mnie z pałacyku? Czyżbym im przeszkadzał w zamordowaniu Gerca? Niemożliwe? Wprost w głowie pomieścić mi się nie mogło, by podobnie słodkie stworzenie, jak Lili, choć oddawna maltretowana przez ojczyma, mogła względem niego żywić zbrodnicze zamiary, lub w podobnych zamiarach dopomagać innym. Chociaż? Może przemawiał przeze mnie tylko sentyment, nakładający różowe okulary, gdyż czułem, że Lili poczyna interesować mnie zanadto... Wszak nie znałem jej wcale, a kobieta do wielu rzeczy może się posunąć pod wpływem nienawiści.
Mimo słów Lili, na chwilę w mej głowie nie powstała myśl, aby opuścić pałacyk. Obydwie strony szykowały się do decydującej batalii, mającej rozegrać się dziś jeszcze, o czym wyraźnie Gerc wspomniał. Tu, dopiero, zaczynała się moja rola!

Tak rozmyślałem, opuściwszy pałacyk i kierując się w stronę ulicy Kruczej, aby doręczyć list zgodnie

39