Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

znakomicie prężne piersi po przez piżamę, a z ust pobiegł cichy szept:
— Chłopaku, podobasz mi się. Bądź w tych wszystkich historiach po mojej stronie, a nie pożałujesz tego!
Gorące, zmysłowe wargi dotknęły mego policzka i znalazłem się za drzwiami. Naprawdę, zbyt wiele przygód spotkało mnie ze wszystkich stron i nie wiedziałem, w czym mam być pomocny pannie Loli! Czyżby domyśliła się, że podchwyciłem jej wykrzyknik i ich również podejrzewam?
Ukończywszy tę moją oficjalną misję, postanowiłem, jak już nadmieniłem, odszukać „szefa“. Wiedziałem, że przebywa on stale o tej porze w jednej z cukierenek w pobliżu Dworca Głównego i że tam go spotkam.
Skierowałem się w tę stronę.
Nie zawiodły mnie przewidywania. W głębi ciemnej i dość brudnej salki, siedział szef sam przy stoliku. W cukierni, w której zazwyczaj zbierali się podejrzani pośrednicy oraz różne szumowiny wielkomiejskie, obecnie było pusto i mogłem podejść do niego, nie zwracając niczyjej uwagi.
— Cóż się stało, żeś tak prędko przybiegł?
— Szefie! Wypadki w pałacyku Gerca toczą się w takim tempie, że aż mąci się w głowie! — począłem sprawozdanie z przeżytych przygód.
Powtórzyłem mu i o perypetiach ubiegłej nocy, w czasie których o mały włos nie zastrzelono barona i o mojej wizycie u jego godnego synka.

— Co sądzić o tym wszystkim? — zakończyłem pytaniem moją opowieść.

44