Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

Parokrotnie potarł czoło, jakby głęboko zastanawiając się nad czymś.
— Hm... — wreszcie mruknął. — Że wielu ludzi poluje na jego skórę, wcale się nie dziwię. Całe życie był łajdakiem i robił świństwa. A i teraz nie lepszy... Powiadasz, maltretuje pannę Lilę? Lokaj Jan nie cierpi go i może stanąć w jej obronie? Rozumiem! Ale ta siwowłosa kobieta? Chyba najgroźniejsza i jej najbardziej obawia się... Syn też podejrzany? Wraz z kochanką? Bardzo proste... Młody baronek nawypuszczał, słyszałem, fałszywych czeków na prawo i na lewo i teraz nietylko dalej pożyczać mu nie chcą, ale grożą prokuratorem Nic też dziwnego, że gdy papa zamknął swą kasę, pójdzie na wszystko. Et, do diabła — krzyknął nagle — co nas to obchodzi?
— Jakto, co nas obchodzi?
Wyraz wesołości rozjaśnił sępią twarz „szefa“.
— Przejąłeś się — prychnął — tak swą rolą sekretarza Gerca, że już się martwisz, co się z nim stanie i kto z niego skórę ściągnie! A niech go tam zakatrupi, kto chce. Przecież nasz plan zupełnie inny i do czego innego dążymy.
Istotnie, miał rację. Co mnie obchodziły losy Gerca, byłem dopiął tego, do czego zmierzałem, tylko, tylko... na dnie serca drgnęło coś... A Lili?
— Tylko — mówił „szef“ — nie mamy czasu do stracenia. Oni twierdzą, że dziś się rozegra decydująca batalia, my również dziś wykonamy wszystko. Rad nawet jestem, żeś tu przyszedł, gdyż nie wiedziałem, jak z tobą porozumieć się...
— Czy i w naszych planach zaszło coś nowego?

— O tak! — mruknął i pochylił się przez stół ku

45