Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

nym uprowadzeniu go i zabiciu. Baron zgnębiony stratą najdroższego ulubieńca zamknął się w swoim gabinecie, dosłownie nie wpuszczając tam nikogo. Kiedym dyskretnie zastukał do drzwi, początkowo nie odezwał się wcale, a później posłyszałem zniecierpliwiony głos.
— Proszę pozostawić mnie w spokoju!
Nie nalegałem i nie wiedząc dobrze, co z sobą zrobić, począłem się błąkać po domu i parku. Ale nie udało mi się napotkać tej, , którą najbardziej pragnąłem zobaczyć. Lili, zapewne zniecierpliwiona posądzeniami, jakie ją spotkały, siedziała u siebie na górze i wydało mi się, kiedym spacerował po ogrodzie, że przez okno widzę jej jasną sukienkę. Tylko Jan był jedyną osobą, na którą się natknąłem. I on przeszedł się, niby zaprzątnięty jakąś sprawą po ogrodzie, ale zobaczywszy mnie, szybko powrócił do pałacu. Nie usiłował nawiązywać rozmowy, ani też tłumaczyć zniknięcia Dżoka.
W jego wzroku wyczytałem jedynie zdziwienie, że jeszcze tu się znajduję, a spojrzenie rzucone w mym kierunku, wyraźnie mówiło:
— Mimo wszystko, jesteś? Nie słuchasz ostrzeżeń? Pożałujesz, chłopcze!
Powtarzam, nie miałem ochoty wracać do mojego pokoju, wobec czego w pustym parku przesiedziałem parę godzin. Siedziałem, wciąż spodziewając się, że może Lili tu zejdzie, co jednak ku mojemu rozczarowaniu nie nastąpiło. Rozmyślałem o najbliższej przyszłości, wypadkach oczekujących w nocy i o tym, w jaki sposób uda mi się mój plan niepostrzeżenie wykonać.

Dopiero, gdy poczęło się zmierzchać, powróciłem

49