do pałacu, postanawiając raz jeszcze zastukać do drzwi barona.
Tym razem byłem szczęśliwszy.
— Kto tam? — zapytał zaraz, ale dość opryskliwie.
— Ja, panie baronie!
Otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka.
— Czego chcesz?
— Niespokojny byłem o pana barona i pragnąłem zapytać...
— O co?
— Pan baron wspominał o jakichś przygotowaniach, Nadmieniał, że zabezpieczy się przed wrogami.
Wymieniając te słowa, rozglądałem się po gabinecie, ale nie spostrzegłem żadnej zmiany. Na otomanie leżała resztka łańcucha, z którego miał rzekomo zerwać się Dżoko. Drzwi do sąsiedniej sypialni były otwarte i zauważyłem, że na jej środku stoi duży kufer. Gerc jakby się zmieszał, spostrzegłszy kierunek mego wzroku i szybko drzwi zamknął... Dlaczego? Czyżby zawód oczekiwał „szefa“ i podejrzliwy baron tam właśnie schował przyniesione z banku pieniądze, a nie w skrytce, umieszczonej w salonie? W takim razie?
Tymczasem Gerc, przymknąwszy drzwi, zbliżył się do mnie...
— Ciekaw jesteś, czy przedsięwezmę na dzisiejszą noc jakieś specjalnie środki ostrożności?
— Tak jest!
— Więc dowiedz się, że żadnych! Plan, o którym ci wspominałem, jeszcze nie dojrzał i muszę go od-