Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

szczególnych środków ostrożności? Nie ma dla mnie zleceń?
— Nie, mój drogi! — odrzekł, klepiąc mnie po ramieniu. — Zamknę się tylko dobrze na klucz i nikogo nie wpuszczę. Jestem znużony i udam się na spoczyek...
W rzeczy samej był już ubarny w swój ekscentryczny szlafrok, tylko łysą czaszkę zdobiła mu inna czapeczka, zamiast przestrzelonej. W jego twarzy przebijało wyraźnie zmęczenie.
— Tu nie dostaną się! — wskazał na zakratowane okno. — Drzwi również nie wysadzą, bo ty jesteś w domu. Czuwaj! Obudź mnie, gdybyś zauważył coś podejrzanego! Również mnie obudź, gdyby przypadkiem powrócił i zaskrobał Dżoko... Tylko, wątpię, czy powróci! Napewno nie żyje!
Znów łzy pokazały się w oczach barona. Tak był przejęty tą stratą, że zapomniał o własnym niebezpieczeństwie. Chociaż w gruncie miał rację. Drzwi nie ośmielonoby się wyważyć, póki ja byłem w domu. Poczynałem pojmować, czemu mój pobyt w pałacu zawadzał niektórym sobom.
— Idź już! — wymówił, wyciągając do mnie rękę na pożegnanie. — Jestem tak zirytowany, że nie będę nawet jadł kolacji. Zaraz położę się do łóżka... Spożyj wieczerzę w twoim pokoju, a później staraj się zasnąć.

Wyszedłem z gabinetu barona, drzwi zatrzasnęły się za mną i usłyszałem zgrzyt przekręcanego klucza w zamku oraz hałas zasuw. Widocznie Gerc naprawdę nie miał zamiaru opuszczać swoich pokojów i zabezpieczał się na noc. Było mi to nadzwyczaj na rę-

52