Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

wykonawszy zadanie, znikli niepostrzeżenie z domu. Czy napisałeś list, że dobrowolnie opuszczasz pałac?
— Nie! — zaprzeczyłem, zapomniawszy istotnie o tym zleceniu. Ale bez tego się obejdzie. Podobny list mogę wysłać i jutro!
W rzeczy samej zamierzałem wystosować taki list do Gerca, ale poczyniwszy w nim niektóre zupełnie osobiste dodatki.
— Nie traćmy czasu!
„Szef“ musiał posiadać dokładny plan pałacyku i orientował się w rozkładzie pokojów nie gorzej ode mnie.
Po cichu, lecz pewnie skierował się z przedpokoju do salonu. Postępowałem w ślad za nim. Wnet zabłysło przytłumione światło ślepej latarki. Pobiegło po obrazach i zatrzymało się na jednym z nich. Przedstawiał on wykwintną markizę, w białej peruce z osiemnastego wieku.
— Za tą damulką! — mruknął. — Tam mieści się skrytka! Potrzymaj...
Wręczył mi latarkę i podczas, gdy oświetlałem ścianę, on zdejmował portret. Ścisłe miał informacje. Skoro tylko usunął obraz ze ściany, wnet za nim ukazało się schowanko. Zbyt mało jednak było na to czasu, abym miał się wypytywać, skąd posiadał równie dokładny wywiad. A nawet gdybym go się zapytał, na pewno zbyłby mnie milczeniem.
— Skrytka! — zawołałem uradowany.
— Cs... Ciszej... — skarcił mnie. — Zaraz ją otworzymy, zabierzemy co zawiera, a później na ulicy będziesz mógł się cieszyć do woli.

Wyciągnął jakieś przyrządy z kieszeni i począł

57