Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

nimi majstrować koło zamku schowanka. Była to jakby wmurowana w ścianę kasa, mogąca na pozór stawić dłuższy opór włamywaczom. Lecz „szef“ szybko sobie z nią dał radę. Po upływie kilku minut zgrzytnął zamek i drzwi skrytki odskoczyły od ściany.
— Gotowe! Poświeć lepiej.
Zbliżyłem się z latarką, podczas gdy on zaglądał do wnętrza. Z początku nic nie mogłem rozróżnić, ale wnet wykrzyknik „szefa“ zorientował mnie co do rezultatu naszych wysiłków.
— Cholera! Pusta!
W rzeczy samej, schowanko było całkowicie puste. Czułem jak zimne krople potu poczynają rosić mi czoło. Jeśli nawet przewidywałem, że Gerc mógł zamknąć pieniądze i biżuterję do kufra, jaki zauważyłem w sypialni, spodziewałem się, że tu choć pozostawi papiery. Dokumenty, na których mi tak zależało... Tymczasem...
— Rozumiem! — szepnąłem rozczarowany! — Zabrał wszystko do swej sypialni, aby czuć się pewniejszy!
— Psia krew! — klął prawie głośno „szef“, nie zważając na to, że swymi wykrzyknikami może kogo zbudzić. — Psia krew, taka jego mać.. Do sypialni, powiadasz, zabrał? A możeby zaryzykować i tam się włamać?
Przez chwilę się zastanawiał i widać było, jak walczy w nim chciwość z resztkami ostrożności...
Włamanie do sypialni, to już była poważniejsza „robota“. Nawet, gdyby sie nie zbudził żaden z domowników, nie sposób było tam przeniknąć, nie usuwając Gerca z jego świata.

— Co robić? — powtórzył.

58