Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

— Otworzyć! — wrzasnąłem. — Otworzyć natychmiast!
Oczywiście, nikt nie zastosował się do mego żądania, tylko z wewnątrz dolatywały coraz słabsze jęki.
— Co robić?
— Wysadzić drzwi! — posłyszałem głos Lili, która znalazła się obok mnie. — Niema chwili do stracenia!
Wysadzić? Nie łatwo...
— Prędzej! Prędzej! Słyszy pan?
W rzeczy samej znów zabrzmiał śmiertelnie przerażony głos Gerca, któremu udało się zapewne wyrwać na chwilę z rąk oprawców.
— Ulitujcie się nademną! Ulitujcie! A... a... a... wszyscy przeciwko mnie... Jan... Siwowłosa kobieta... Jerzy... mój syn... Jerzy...
— Co? powtórzyłem — Jan? Siwowłosa kobieta? Jerzy?
— Panie! — rączka Lili ścisnęła mnie gwałtownie za ramię. — Przecież to straszne! Oni zaraz z nim skończą! Niech pan wyważy drzwi.
W tejże chwili zamilkły okrzyki Gerca. Posłyszałem tylko głuche charczenie, a potem odgłosy uderzeń.
— A... a... Ach... Jan...
— Boże! Znów go duszą, czy też biją...
Gniew podwoił moje siły. Być biernym świadkiem podobnej zbrodni? Słyszeć, jak mordują nieszczęsnego i nie móc temu przeszkodzić?
— Łotry...

Uniosłem masywny fotel do góry i grzmotną-

62