Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

ciągnięte z kufra. Z pewnych danych również wnioskuję, że baron musiał uważać ten kufer za najbezpieczniejsze schowanie i tam składał, co miał cenniejszego. A ponieważ uchodził za bardzo zamożnego człowieka, musiano zagrabić sporo.
— O tak! — wspomniałem informacje „szefa“. — Podjął wczoraj w południe znaczną pieniężną sumę z banku.
Lili rzuciła mi błyskawiczne spojrzenie.
— Skąd pan to wie? — zdziwiła się.
— Od barona! — odrzekłem najspokojniej, a że odpowiedź ta była prawdopodobna, komisarz nie nalegał dalej.
— Sprawdzimy wysokość podjętej sumy! — zanotował na papierze. — Sprawa staje się coraz więcej jasna. Domyślam się, iż właśnie dla tego wczoraj miał miejsce napad, że obawiano się iż dalej przekaże pieniądze. Tedy obraz i motywy zbrodni mamy! Pozostaje tylko ustalić, kto to zrobił.
— A czy w kufrze nie znaleziono jakichś dokumentów, testamentu? — raptem niespokojnie zagadnęła Lili.
Właściwie i mnie oddawna dręczyło to zapytanie.
Ale, jeśli w ustach Lili, pasierbicy barona, brzmiało ono całkowicie naturalnie, nie miałem odwagi go zadać. Od czasu przybycia policji, nikogo nie wpuszczano do sypialni i gabinetu. A przedtem nie mogłem zajrzeć do otwartego kufra, bo Jan, choć nie raczył odpowiadać na moje zapytania, chodził za mną trop w trop, jak gdybym to ja a nie on był zbrodniarzem. Z niepokojem oczekiwałem na odpowiedź komisarza.

— Rozumiem pani zapytanie! — odrzekł. — Nie-

70