Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

stety, nie znaleźliśmy nic! Zdziwiło mnie to nawet, gdyż widocznie zbrodniarze, nie zadawalając się pieniędzmi pochwycili również ważniejsze dokumenty. A może baron przechowywał je na mieście?
— Nie! — zaprzeczyła, a na jej twarzyczce odbiło się zdumienie, złączone z niepokojem. — Wiem, że napewno miał je w domu. A pocóż zbrodniarzom były potrzebne nasze rodzinne papiery?
Komisarz rozłożył ręce.
— A jednak w kufrze pozostały tylko nic nie znaczące listy.
I we mnie zamarło serce. Tyle wysiłków, uczynionych na próżno! Próżna znajomość z „szefem“! Straciłem wiele tygodni, aby w ostatniej chwili dowiedzieć się, kiedy już wydawało się, jestem u celu, iż to, na czym tak mi zależało, zostało pochwycone przez zbrodniarzy, dla których zapewne nie przedstawiało żadnej wartości. Ledwie stłumiłem okrzyk gniewu i zniechęcenia.
— Tedy — powtórzył komisarz — pozostaje nam tylko ustalić osoby sprawców porwania, czy też ewentualnego mordu. Pan Korski — wymienił moje fałszywe nazwisko — słyszał, że baron błagał, aby go ratowano przed Janem, synem Jerzym i siwowłosą kobietą. Jakie motywy kierowały służącym — spojrzał w kierunku Jana, znajdującego się pod „opieką“ policyjnego wywiadowcy — dowiemy się wnet. Syn? Słyszałem, że młody Gerc był w złych stosunkach z ojcem i na tle finansowym wciąż powstawały między nimi zatargi. Ale, ta stara kobieta? Któż to taki?

— Niezwykle niebezpieczna osoba! — wykrzyknik pełen lęku wyrwał się z piersi Lili. — Kobieta

71