ogarnięta szałem zemsty i na dodatek na pół obłąkana! W to wierzę święcie, że była zdolna do zamordowania mego ojczyma!
— Ale, któż to taki? Czy pani zna jej nazwisko?
— Znam i wnet je wymienię! Powiem wszystko, co jest mi wiadome w tej sprawie — z podnieceniem mówiła Lili. — Nazywa się Anna Kolb i mieszka pod Warszawą, w Piasecznie... A jaki był powód jej nienawiści do barona Gerca?
Łączyły ich kiedyś bardzo bliskie stosunki. Uważała nawet samą siebie na trzecią żonę mojego ojczyma, choć ślubu nie mieli. Pierwszą była matka Jerzego, zaś drugą moja matka. Otóż, z tego, co mogłam pochwycić, a mój ojczym z nikim nie był szczery, porzucił ją po kilkuletnim pożyciu i to w sposób, powiedzmy prawdę, nie zupełnie ładny. Nie tylko nie dotrzymał obietnicy ożenienia się z nią, ale podobno i wyzuł z majątku...
— Ach, tak!
— Tak przynajmniej twierdziła pani Kolb. Faktem jest, że właśnie po tym rozstaniu, gdy niemal została bez środków do życia, na bruku z rozpaczy dostała pomieszania zmysłów. Przebywała przez dłuższy czas w domu obłąkanych, skąd wypuszczono ją dopiero przed paru miesiącami.
— Przed paru miesiącami?
— Od tej pory poczęła nachodzić mego ojczyma, twierdząc, że musi się zemścić. Początkowo robiła mu tyko awantury, zarówno na ulicy, jak i tu w pałacu, później poczęła grozić śmiercią. Nie były to czcze pogróżki i ojczym bał się jej panicznie. Wiedział, że nic jej powstrzymać nie zdoła i że prędzej, czy później z jej reki zginie. Namawiałem go wciąż, aby się